działania VII Korpusu Armijnego
Próba zajęcia mostu pod Szczucinem
W tych dniach w których miało miejsce →wysadzenie linii kolejowej pod Wolbromiem, swój dramatyczny punkt kulminacyjny osiągnęło także inne śmiałe przedsięwzięcie, które rozpoczęło się już czwartego dnia kampanii.
Ordonnanzoffizier grupy armii przekazał rozkaz wysłania szybkiego oddziału z Miechowa, drogą na Kielce aż do mostu w Szczucinie, gdzie droga z Gorlic i Tarnowa dochodzi do Wisły. W obłokach kurzu motocykliści z meldunkami pędzą do oddziałów. Alarm w batalionach i kompaniach.
Jeszcze w nocy z oddziałów dwóch dywizji zostanie sformowany oddział szybki: piechota na ciężarówkach, zmotoryzowane kompanie pionierów, kompania MG, dywizjon przeciwpancerny, dwa samochody rozpoznawcze i jedna ciężka haubica polowa, holowana przez pojazd silnikowy. O brzasku 7 września oddział stoi gotowy. W Niemczech jest jeszcze noc. Tu na wschodzie dzień wstaje o godzinę wcześniej.
„Fertigmachen! Aufsitzen!” – Przygotować się, wsiadać! Odzywają się silniki ciężarówek i motocykli. 120 kilometrów dalej w głąb kraju wroga znajduje się cel.
Szybka jazda prowadzi najpierw ostro na północ, w stronę Jędrzejowa. Potem zakosem na wschód przez Pińczów, Busko, Stopnicę i stamtąd na południe, ku mostowi na Wiśle. Opancerzone pojazdy zwiadowcze i działa obrony przeciwpancernej na przedzie, za nimi pędząca kolumna. Pojazdy wzbijają gęste, białe obłoki kurzu – aż po czubki topoli, które rosnących wzdłuż drogi. Płonące wioski, porzucone polskie działa, przewrócone zaprzęgi na drodze. W pędzie kolumna mija walące się domy, przejeżdżając przez żar i gryzący dym.
Monotonny śpiew silników. Czerwony blask wieczornego słońca oświetla już polską ziemię. Zmiana kierunku drogi. Pojawiają się wierzby i podmokłe lasy. Woda błyska pomiędzy szarozielonymi krzakami: Wisła! Komora celna, jeszcze z czasów rosyjskich, kiedy to Wisła była granicą między dunajskim cesarstwem a państwem carów. I tam też w ostatnich promieniach wieczoru widać ciemne belki mostu.
Rozbrzmiewa dźwięk karabinów, klekoczą karabiny maszynowe. Wróg! Z domów i z dachów, z ulicy i z wałów przy Wiśle strzelają Polacy. Opancerzony pojazd rozpoznawczy odpowiada. Działka pak zajmują pozycję. Z ciężarówek wysypują się żołnierze.
„Pierwszy pluton atakować z prawej, drugi pluton z lewej, trzeci pluton – oczyścić domy!” – łatwiej powiedzieć, niż wykonać. Strzelcy polscy na dachach i na drzewach prują ogniem pistoletów maszynowych (użycie pistoletów maszynowych raczej mało prawdopodobne – w 1939 r. WP dysponowało tylko niewielką ilością broni tego typu – przyp. tłum) we flankę. Karabiny maszynowe odpowiadają, przeczesują wierzchołki drzew.
Polacy bronią się przemyślnie i twardo. Na wale przy Wiśle ognie wylotowe ich karabinów tworzą w szeregu coś na kształt świecącego sznura. W ostatnich blaskach dnia kompanie ruszają naprzód do szturmu przeciw plującemu ogniem wałowi. Wybuchają granaty ręczne. Skok naprzód! Pierwsze plutony są po drugiej stronie wału. Polacy uciekają.
Most stoi upiorny i wielki, czerniąc się na tle jasnego nocnego nieba. Po belkach przemykają cienie – straż tylna wroga.
Pionierleutnant, który dwa dni wcześniej wysadził pod Wolbromiem linię kolejową, zbiera garstkę ludzi i szturmuje za uciekającymi Polakami. Z MG na przedzie mała drużyna gna przez most. Oddech przyspiesza. Ale muszą mieć ten most. To cel. Z drugiego brzegu padają strzały. Jednak mały oddział biegnie dalej. Wtedy od strony wroga rozbrzmiewa głośna komenda. Potem huk jak grom. Eksplozja, trzaski i drzazgi. Noc zamienia się w ognisty blask. Jakby na Wiśle eksplodował wulkan. Belki i ludzie wirują w dymie i piekielnym żarze.
Polacy zdalnie odpalili ładunki i wysadzili część mostu. Pionierzy zatrzymują się na sekundę, potem atakują dalej, skaczą nad płonącymi belkami. Pod nimi płyną, czerwone jak rozgrzane żelazo, wody Wisły. Pionierzy muszą dostać się na drugi kraniec mostu! Wrogi brzeg jest już blisko. Wtedy znowu huk. Także i drugi odcinek mostu wylatuje w powietrze. To, co jeszcze stoi obejmują wysokie jak dom płomienie.
Przeprawa przez Nidę pod Pińczowem

źródło: „Wir zogen gegen Polen”, Monachium 1940 r.
W dniu, w którym oddział szybki dotarł aż do mostu na Wiśle pod Szczucinem (pokonawszy odległość prawie trzech dni marszu w głąb terenu wroga) – pod płonącym Pińczowem gros sił czołowej dywizji natrafił na pierwszą poważną przeszkodę: przeciwnik podpalił most na Nidzie. Ugaszenie było niemożliwe. Polacy powiesili na filarach mostu beczki ze smołą.
W ciągu nocy batalion pionierów buduje w ogniu wroga na spokojnej rzece z jej wieloma odnogami i podmokłymi terenami lekki most wojenny (leichte Kriegsbrücke). Pionierzy pracują jak diabły. Nim zaczyna szarzeć poranek most jest gotowy. Jednak dywizji pomaga to niewiele. Na rozkaz z góry most musi być trzymany wolny, w gotowości dla dywizji pancernej, która z południa, prostopadle do szpicy dywizji, popędzić ma na północ, aby uniemożliwić pobitemu pod Kielcami wrogowi ponowne usadowienie się nad Wisłą.
Lekkie mosty wojenne nie są budowane dla ciężkich czołgów. Ale cóż z tego. Zagony pancerne muszą przeprawić się na drugą stronę. Gdy gąsienice pierwszych stalowych kolosów zaczynają stukać o belki mostu, pionierom ustaje bicie serc. Nie do pomyślenia, jeżeli tylko jeden z ciężkich czołgów wpadnie do rzeki i rozbije most. Jednak to robota niemieckich pionierów. Most skrzypi, strzela i chybocze się na boki. Pontony i przęsła zanurzają się głęboko w wodzie. Bulgocząc woda wybija na pokrycie spomiędzy belek i desek. Ale most wytrzymuje. Czołg po czołgu zjeżdża – przodem kadłuba w dół – na most, przejeżdża ze stukotem na drugą stronę, wspina się na drogę i jedzie dalej, by uderzyć w głąb terytorium wroga.
zródło: Wir zogen gegen Polen – Kriegserinnerungswerk des VII. Armeekorps, wydane przez: Generalkommando VII Korpusu Armijnego, Monachium 1940 r.
tłum. Hainrich