Sturmpioniere w Stalingradzie cz. I: podejście do Stalingradu.

Sturmpioniere w Stalingradzie1 1
Walki o przedmieścia Stalingradu.

Przyszliśmy od Donu. Tam walczyliśmy jeszcze przy kotle, w którym gotowały się sowieckie brygady i dywizje — nim zniszczone naszym celnym ogniem. Końca dramatu już nie oglądaliśmy. Liczby świadczące o tym zwycięstwie przeczytaliśmy jeszcze w Heeresbericht — komunikacie armijnym. Bo gdy broń pokonanych pod Kałaczem piętrzyła się w stosy, a zastępy jeńców maszerowały do obozu, my uzbrajaliśmy ładunki naszej amunicji szturmowej na Stalingrad.

Dywizje ustawiły się w centralnym punkcie ataku. Trzonem niemieckich klinów przełamujących byli obok grenadierów pancernych pionierzy. Dzień w dzień i noc w noc przeżywaliśmy to samo. Ciągle nowe zapory, nowe przeszkody, nowe miny. Za nimi nowe bunkry, kolejne rowy przeciwczołgowe i stanowiska polowe. Każda wieś była broniącym się, naszpikowanym bronią jeżem.

Złe drogi gruntowe były rozjeżdżone, rozryte i poprzecinane rowami. Każda chałupa, każda piwnica na ziemniaki była wzmocniona belkami i nasypami z piachu, w oknach i drzwiach — strzelnice, na zboczach — schrony ziemne, systemy rowów dobiegowych. Budynki mieszkalne były podkopywane tak, że przy poziomie ziemi mógł ukryć się wróg z bronią maszynową.

Nasze ododdziały wykrywaczy min — Minensuchtrupps — podchodziły bliżej wroga, jak różdżkarze sprawdzały ziemię elektrycznymi wykrywaczami, wyciągały czyhającą śmierć. W polach minowych robiły przejścia, które trafiały gdzieś w końcu na zasieki albo rów przeciwpancerny.

Stosstrupps — oddziały uderzeniowe — wysadzały przeszkody w powietrze, wypalały stanowiska polowe przy użyciu budzącej postrach broni pionierów — miotaczy ognia. Tak walczyliśmy dzień i noc — posuwając się naprzód.

Sturmpioniere w Stalingradzie1 2.jpg
Przedmieścia Stalingradu. Jesień 1942 r.
źródło: Deutsches Bundesarchiv, Bild 169-0882

Pewnego niedzielnego południa siedzieliśmy na pozycji wyjściowej do dalszego ataku, przed panującym nad okolicą wzgórzem. Byliśmy dokładnie przy skraju małego zbocza, gdy przez zeschłą łąkę przyszedł nasz Chef — cały zakurzony, z czapką przeciągniętą za pasem i hełmem zawieszonym o ładownicę. Na ramieniu niósł — jak każdy nasz oficer w tamtych dniach — karabin.

„Dalej chłopcy, do saperskiego rozpoznania walką”, zawołał już z daleka. Na cóż zdały się wszystkie przekleństwa? Towarzysze wołali o pioniera.

W duszącym skwarze południa do toreb na piersiach zapakowaliśmy ładunki zespolone. Innym zapięto miotacze ognia, a strzelcy karabinów maszynowych wieszali na szyjach długie, błyszczące w jasnym słońcu taśmy z amunicją.

Panie Boże, to było gorące południe! Nasza broń szturmowa nie była z papieru, a droga przez parów do wzgórza wchodziła w nogi.

Niespodziewanie stanęliśmy przed zaporą zapalającą (Brandsperre) — wysoko piętrzącą się barykadą z suchych pni, uwieńczoną beczkami z benzyną. Jeden z pionierów zobaczył zamaskowaną dyszę miotacza ognia — leżącą niby nieszkodliwie i porzuconą bez celu. Wbudowane, zdalne odpalanie — przeszło mu przez głowę. W sekundzie wyrwał z ziemi cały pęk przewodów detonacyjnych, które prowadziły do beczek i miotaczy ognia we wszystkich częściach zapory.1

Przy unieszkodliwianiu zbiorników z benzyną zostaliśmy dostrzeżeni przez obrońców. Ogień obrony uderzył w nas ze wszystkich stron. Pocisk smugowy trafił w jedną z beczek. Chwilę potem zapora z całej swojej prawej strony stała w płomieniach.

Podejmując szybką decyzję rzuciliśmy kilka ładunków zespolonych na jej lewą część i jeszcze w dymie detonacji skoczyliśmy przez rozerwaną zaporę na gniazda oporu wroga. Płot kolczasty poszedł od siły detonacji na boki, tak, że drut splątał się w kłęby nie do rozplątania. Śmiałym uderzeniem naprzód strzelcy miotaczów ognia skoczyli przez tak utworzone przejście.

Sturmpioniere w Stalingradzie1 3
Oddział uderzeniowy pod Stalingradem, 1942 r. 
Jego wyposażenie to karabin maszynowy MG 34, duża ilość granatów trzonkowych M24, przeciwpancerna mina talerzowa TMi 35, ładunki zespolone 3 kg, świece dymne NbK 39 oraz butelki z mieszanką zapalającą.

Teraz już nie było na nas mocnych. Nad ziemią kłębiły się obłoki ostrego, intensywnego zapachu prochu, do których wkrótce dołączył gryzący zapach spalonego oleju. Strzelcy miotaczy stali w szerokim rozkroku przed stanowiskami. Strumienie ognia wgryzały się szeroko i spokojnie w ziemię, unicestwiając wszystko,wdzierały się, niosąc śmierć i zniszczenie do wnętrz bunkrów i strzelnic. W powietrzu rozbrzmiewały zwierzęce krzyki w obcym języku, okrzyki przerażenia, z którymi niosły się jęki zaczynającego się obłąkania — nim głosy milkły, aby przez sekundy, minuty, bez związku, unosić się jeszcze w zgiełku walki.

Pomiędzy zabitymi i rannymi bolszewikami skoczyliśmy do dołków i okopów. Ci obrońcy którzy przeżyli nie znaleźli już sił, by podnieść ręce. Wykończeni i skuleni ze strachu leżeli między tymi nieszczęśnikami, którym krew lała się z ran postrzałowych. Ci natomiast, którzy rzeczywiście jeszcze się bronili, zostali zupełnie unicestwieni przy pomocy granatów ręcznych. W wielu bunkrach wystarczyło tylko obrócić bolszewicki karabin maszynowy, aby móc użyć go — gotowego do strzału — przeciw uciekającemu wrogowi.

Sturmpioniere w Stalingradzie1 4.jpg
Żołnierze niemieccy, w tym pionier z miotaczem ognia Flammenwerfer 35
na pozycji wyjściowej do ataku (front wschodni 1941/42 r.).

Poderwane przez nieoczekiwanie szybki sukces tego „saperskiego rozpoznania”, inne oddziały przeszły do szturmu i zaczęły oczyszczać z resztek wroga teren pokonany już przez szpicę pionierów. Działa szturmowe i ciężkie czołgi przy pomocy długich łańcuchów i stalowych lin holowniczych rozrzuciły zaporę zapalającą na boki.

Kiedy Stukasy nadleciały by wesprzeć atak przewidziany dopiero na wieczór, i dokładnie nad nami rzucały się do lotu nurkowego, wyciągnęliśmy chusty do komunikacji z lotnikami (Fliegertücher) i znaki wzrokowe (Sichtzeichen), strzelaliśmy sygnały ze wszystkich dostępnych pistoletów sygnalizacyjnych. W tym czasie leżeliśmy już bowiem na stanowiskach, których zajęcie było przewidziane przez rozkaz dopiero na wieczór. W stanowiskach na wzniesieniu! Dalej, w cieniu wieczora, mgliście i rozciągając się na dużej, dużej szerokości widniała sylwetka wielkiego miasta, nad którą unosił się czarny, kłębiasty kir obłoków dymu: Stalingradu.

Sturmpioniere w Stalingradzie1 5
Południe Stalingradu. Jesień 1942 r.
źródło: Deutsches Bundesarchiv, Bild 169-0902

źródło: Die Soldatische Tat. Dritter Band. Der Kampf im Osten. Deutscher Verlag, Berlin 1944, tłum. Hainrich


1 chodzi tutaj o radzieckie stacjonarne miotacze ognia FOG—1, tzw. tulskie samowary — przyp. tłum.