Sturmpioniere w Stalingradzie cz. II – walki w mieście

Sturmpioniere w Stalingradzie2 1.jpg
Drużyna piechoty wśród ruin Stalingradu, 1942 r.
Źródło: Deutsches Bundesarchiv Bild 101I-083-3376-08

Tak wyglądała walka o Stalingrad: silnym uderzeniem włamaliśmy się, niszcząc wszystko co stanęło na drodze, do przedmieść. Sięgnęliśmy po Wołgę, do której niebawem dotarła szpica klina, który włamał się w umocniony pierścień. Jednak dopiero wtedy rozpoczęła się właściwa walka o miasto. Ominięty, okrążony wróg był wszędzie – przed nami, na naszych tyłach, na skrzydłach, nad nami na strychach domów, pod nami w podziemnych przejściach i sztolniach.

Jak to miasto wyglądało! Morze gruzów. Umocniony chaos. Każdy dom był punktem oporu, każda kupa gruzów – gniazdem karabinów maszynowych. Kiedy sowieccy rządcy zorientowali się, że żaden gotowy czołg nie opuści już Zakładów Dzierżyńskiego, olbrzymiej fabryki traktorów, kazali załadować pancerze i wieże. Ludność cywilna została zmuszona do prac przy robotach ziemnych i umacnianiu miasta. Powstały systemy umocnień, wieże nieukończonych czołgów ustawiono na otworach w ziemi, w roli prowizorycznych kopuł pancernych – miały zagrodzić nam drogę na przedpolach przygotowanych szybko do obrony dzielnic fabrycznych i mieszkalnych. Kobiety i wyrostki stawiały zasieki z drutu, kopały rowy przeciwczołgowe. Robotnicy, wyciągnięci z hal fabrycznych, zostali szybko przeszkoleni w obsłudze broni i – zwykle jeszcze w kombinezonach roboczych – ruszali na pozycje obronne.

Wszystko było teraz przeryte huraganowym ogniem naszych dział, przeorane bombami Luftwaffe. Wszystko do góry nogami. Pośrodku zaś tego chaosu, przytuleni do kolb swojej broni, leżeli sowieci.

Ramię w ramię z kolegami z piechoty my, pionierzy, walcząc posuwaliśmy się krok po kroku naprzód. Przed naszymi oczami Stukasy nurkowały na gniazda oporu. Fragmenty budowli koziołkowały w powietrzu tak blisko nas, że ciśnienie eksplozji ciężkich bomb trzęsło naszymi bębenkami a my chowaliśmy się przed odłamkami i lecącym gruzem. A tam, gdzie nie atakowały już żadne samoloty, gdzie nie strzelała już artyleria bo stanowiska zazębiały się jak koła zębate – tam pionierzy z ładunkami wybuchowymi zastępowali broń ciężką. Oczy bolały od gryzącego dymu prochowego, uszy głuchły, bo w dzień i w noc nie było już sekundy w której nie rozlegałyby się eksplozje.

Sturmpioniere w Stalingradzie2 2
Stalingrad, październik 1942 r.
źródło: Deutsches Bundesarchiv Bild 183-B22436

W dzień atakowaliśmy, a gdy nadchodził wieczór ubezpieczaliśmy osiągniętą linię przed kontruderzeniami ciągle na nowo podżeganych do oporu sowietów. Jednego z tych wieczorów zalegaliśmy przed wielkim blokiem mieszkalnym, z którego długiej fasady okien ciągle strzelały w naszą kryjówkę karabiny i karabiny maszynowe. Nieforemna, pozbawiona ozdób bryła betonu była już oberwana i zawalona na jednym z końców trafieniem bomby. W otworach okiennych, przy których wisiały na poszczególnych piętrach niczym klatki pręty balkonów, nie było już oczywiście ani jednej szyby. Pośród ożywiających się raz po raz płomieni z okienek piwnicznych ziała przerażająca ciemność.

Potrzebowaliśmy ogromnej ilości naszej drogocennej amunicji saperskiej aby wysadzić cały blok w powietrze. Działa czołgów i karabiny maszynowe ostrzeliwały w tym celu zabarykadowane okna, z których ciągle na nowo stawiano opór. Wtedy ogień bolszewików milknął na kilka minut, by potem jeszcze mocniej odezwać się z okien innego piętra.

Oddział utknął w martwym polu ostrzału domu. Jeden z pionierów pobiegł jednak do tyłu, aby przynieść dwa zespolone ładunki. Sowieci nie pokazali się już w oknach. Jednak granaty ręczne leciały z bezpiecznych kryjówek na ulicę, turlały się po kawałkach rozbitych szyb. W blasku detonacji widzieliśmy jak żołnierze z oddziału wysadzającego gramolili się w osłonę jednego z piwnicznych luków.

Zdawało się, że minęła wieczność, nim kolega znów wyskoczył ze swoimi ładunkami na ulicę. Nie przejmując się tańcem wybuchających granatów założył ładunek na bramie. Żołnierze z oddziału wysadzającego wiedzieli co się dzieje. „Brennt! Deckung!” zawołał któryś jak w czasach pokoju na poligonie. Wraz z eksplozją ładunków, które razem z bramą wyrwały na parterze całe kawały muru, powstał wyłom. Do środka korytarza poleciała seria pistoletu maszynowego, oddział uderzeniowy wyskoczył do przodu i szturmował wnętrze bloku mieszkalnego.

Dla nas na zewnątrz mijały minuty bezczynnego czekania. W bloku ani jednego strzału. Sowieci milczeli. Niemieckiej broni też nie było słychać. Wtedy, na najwyższym piątym czy szóstym piętrze w otworach okiennych blask. Czarny, gęsty dym w kłębiastych obłokach zaczął unosić się z okien. Miotacz ognia.

Kilka minut później takie samo przedstawienie jedno piętro niżej. Nim ognista śmierć rozbłysła w oknach trzeciego piętra, słychać było krótką wymianę ognia z klatki schodowej. Ostatnie strzały pochodziły z niemieckiego pistoletu maszynowego. Hurra!

Sturmpioniere w Stalingradzie2 3
Pionierzy z miotaczem ognia Flammenwerfer 35 wśród ruin Stalingradu,
23 września 1942 r.
źródło: Deutsches Bundesarchiv, Bild 101I-083-3371-11

Na czwartym piętrze kilka cieni wypełzło na balkon. Nie trwało długo nim pożar dotarł i tam. Gdy nasz oddział uderzeniowy oczyszczał w ten sposób piętro po piętrze i w końcu wyskoczył znowu z wejścia, cały kompleks stał już w jasnych płomieniach. Całe sąsiedztwo oświetlone było migoczącym blaskiem wielkiego pożaru. Po lewej i prawej na zewnątrz rozbrzmiał terkot serii niemieckich karabinów maszynowych. Próby podejścia sowietów zostały szybko udaremnione pośród jasno oświetlonych gruzów sąsiednich ulic.

Na balkonie po drugiej stronie Rosjanie wrzeszczeli z przerażenia jak zwierzęta. Jeden przeskoczył przez poręcz – skończył roztrzaskując się na ulicy. Inni nie znaleźli już sił by przyspieszyć swój koniec.

Gdy mury zaczęły się walić a dźwigary, także na środkowych piętrach, rozgrzały się i z jękiem zaczęły się zginać, grupka obrońców wyleciała z głównego wejścia i okien parteru. Rozbita, pobita gromada, która tylko z wysiłkiem trzymała się jeszcze na nogach. Wyszli bez broni, ze zlanymi potem, okopconymi, przeszytymi przerażeniem twarzami. Podnieśli ręce, machali, zataczali się, wypadali na zewnątrz ze schodów. Czterdziestu ocalałych – z trzystu. Przez kwadrans jeszcze docierało do nas miotanie się i szaleńcze wrzaski uwięzionych wśród płomieni, grzebanych przez walące się mury, rannych od naszych strzałów.

Położyliśmy się do krótkiego półsnu między murami, przycupnęliśmy w na poły zawalonej piwnicy , miny, granaty ręczne i broń w zasięgu dłoni. Daleko za nami, między pożarami, słychać było bomby Iwana. Bo o miejscu gdzie byliśmy my czerwoni piloci sądzili jeszcze, że znajdują się tam ich towarzysze. Jednak nim udało nam się zasnąć nad Wołgą zaczął szarzeć nowy dzień.

Sturmpioniere w Stalingradzie2 4
Żołnierze niemieccy w Stalingradzie – widoczna zdobyczna sowiecka raportówka,
23 września 1942 r.
źródło: Deutsches Bundesarchiv, Bild 101I-617-2571-04

 

źródło: Die Soldatische Tat. Dritter Band. Der Kampf im Osten. Deutscher Verlag, Berlin 1944, tłum. Hainrich